Po co księdzu Szkoła dla Rodziców? – ks. Krzysztof Cebula

wpis w: Artykuły | 0
Tekst przygotowany i wygłoszony na spotkaniu z katechetami z diecezji krakowskiej w Księżówce w Zakopanem w 2003 roku.

Zacznę od tego, że ze Szkołą dla Rodziców zetknąłem się trzy lata temu. Zachęcił mnie znajomy benedyktyn. Pomyślałem sobie: „Po co mi – księdzu – warsztaty dla rodziców?”. Ale poszedłem. Szkoła dla Rodziców okazała się bardzo otwarta. Były tam też siostry zakonne i studentki. Zajęcia zrobiły na mnie duże wrażenie. Wcześniej, przez cztery lata pracowałem w szkole podstawowej w Krakowie. Warunki były trudne, uczniowie dawali w kość. A że mam upartą naturę, oddawałem im tym samym. Potrafiłem myśleć tak: „Ja ci pokażę gdzie jest twoje miejsce”. Tak bym scharakteryzował moje podejście do ucznia w tamtym okresie. Natomiast dzisiaj, zupełnie inaczej mi się pracuje z ludźmi. Wiem, że Szkoła dużo mi w tym pomogła. Staram się w nią coraz więcej angażować. Te doświadczenia podsumowuję stwierdzeniem: To co robili mi uczniowie i co ja im czyniłem nie było ewangeliczne. To nie miało z Ewangelią nic wspólnego.

A pytanie, na które będę się starał zarysować odpowiedź brzmi: „Czy Szkoła dla Rodziców ma z Ewangelią coś wspólnego?” Chcę wymienić dwa elementy Ewangelii. Ewangelia niesie treść, niesie odpowiedź na pytanie „CO?”. To jest ta prawda, którą Pan Jezus przyniósł, cała Dobra Nowina o Bogu, o człowieku, o świecie. To jeden bardzo ważny element Ewangelii. Drugi ważny element, to odpowiedź na pytanie „JAK?”. Pan Jezus uczy nas jak przekazać tę prawdę człowiekowi, jak potraktować człowieka, jak kochać człowieka. Te dwa elementy zawarte są w Ewangelii. Pan Jezus działał wśród ludzi, którzy przez tysiąc lat byli wychowywani przez najważniejsze przykazanie: „miłuj bliźniego”. Wiemy dobrze, że ono źle funkcjonowało.

Na pytanie „jak” – jak traktować człowieka, jak człowiekowi przekazać Pana Boga – Kościół przez całe dwa tysiące lat szuka właściwej odpowiedzi. W poszczególnych epokach i wiekach różnie ta odpowiedź była odczytywana. To po tej linii idą wszystkie zakony, ruchy w Kościele: Jak żyć Ewangelią? Jak Ewangelię przekazać? Po podobnej linii idzie też Szkoła dla Rodziców – to także owoc poszukiwania odpowiedzi na pytanie „jak?”, „jak traktować dziecko, jak je wychowywać?”. Sobór Watykański II też odpowiedzi na to pytanie poszukiwał. Żyjemy po Soborze. Wprowadzane są – my jesteśmy tego aktywnymi uczestnikami – soborowe zasady patrzenia na człowieka, na świat, na wiarę, na Pana Boga. Natomiast moje osobiste przekonanie jest takie, że w katechezie więcej miejsca poświęcamy przekazywaniu dzieciom i młodzieży treści, która jest odpowiedzią na pytanie „co?”. Natomiast mało jest odpowiedzi na pytanie „jak?”. Brakuje nam ascetyki chrześcijańskiej: Jak żyć, jak żyć w takim świecie jaki mamy w XXI wieku?

Szkoła dla Rodziców jest ewangeliczna w tym, że pragnie odpowiedzieć na pytanie „JAK?”. Idzie po tej linii i może służyć prawdzie Ewangelii. Jeżeli weźmiemy z Ewangelii treść, która odpowiada na pytanie „CO?” i będziemy chcieli ją przekazać człowiekowi, to Szkoła może dać odpowiedź na pytanie „jak to zrobić?”. Ten program może też służyć ludziom, którzy z Ewangelią nie chcą mieć nic wspólnego, może służyć ludziom bez względu na ich światopogląd. Wreszcie, narzędzia szkoły dla rodziców mogą być użyte przez ludzi, którzy chcą manipulować innymi, manipulować dziećmi. Z tego punktu widzenia widoczne jest powiązanie: Szkoła dla Rodziców sama w sobie jest etyczna, bo zakłada, że rodzice kochają dziecko, że nauczyciel szanuje ucznia. Pytanie co wtedy, gdy narzędzia tej szkoły zdobędzie ktoś, kto chce się nauczyć sposobów traktowania drugiego człowieka motywowany nienawiścią? Może się nauczyć metod, z pomocą których będzie manipulował innymi. Z tego powodu Szkoła potrzebuje Ewangelii, jej etyki, a Ewangelia może być wspomagana przez Szkołę pokazując jak docierać do człowieka.

Najlepiej posłużyć się przykładem. Znaleźć taką scenę w Ewangelii, w której Pan Jezus tak potraktował człowieka, jak dzisiaj uczy go traktować program Szkoły dla Rodziców. Jedna historia. Gdy grzeszna kobieta u Szymona faryzeusza myje Jezusowi nogi swoimi łzami i włosami je wyciera. Ten faryzeusz rozmawia z Jezusem o niej. Dowiadujemy się, że Faryzeusz zobaczył w niej grzesznicę. To jest prawda. To była grzesznica. Pan Jezus w niej zobaczył „tą, która umiłowała”. Grzesznica, ale bardzo umiłowała. Pierwsze to prawda niepełna, drugie jest całą prawdą o niej.

Szkoła dla Rodziców idzie bardziej po linii Pana Jezusa. Zobaczyć nie tylko to, że to jest grzesznik, ale też, że on bardzo umiłował. Drugie zdarzenie. Spotkanie Jezusa z kobietą, którą dopiero co pochwycono na cudzołóstwie. Przywleczono ją do Chrystusa. Mówią do Niego: „To jest ta, którą przyłapano na cudzołóstwie. Mojżesz nakazał nam takie kamienować, a Ty co mówisz?”. Przeanalizujmy co się wtedy dzieje: Pan Jezus nic nie mówi. Schyla się i pisze palcem po ziemi. Daje czas. Jan notuje, że kiedy oni ciągle nalegali, to Pan Jezus wstał. Musiał się podnieść. Zwrócił się do nich i powiedział: „Kto jest bez grzechu niech pierwszy rzuci na nią kamień”. Po tym pochylił się i znowu pisał palcem po ziemi. Pan Jezus nie wygłosił wtedy żadnego kazania, nie powiedział żadnej przypowieści. Pan Jezus dał czas. Dał czas faryzeuszom. Tym, którzy ją przyprowadzili. Dał czas tej kobiecie. I dał czas sobie. To jest też bardzo istotne.

Gdy ktoś jest postawiony w trudnej sytuacji, przed trudnym wyborem wówczas tak reagując, ma czas. Pisze sobie palcem po ziemi. Jest panem siebie i całej tej sytuacji. Nic mu nie umyka spod kontroli. Kiedy Pan Jezus postawił to pytanie, bardzo krótko, bez kazań, ujął istotę sprawy. Wszyscy się rozeszli. Został On i ta kobieta. Wtedy zwrócił się do niej: „Nikt cię nie potępił”. Nie wiadomo czy wiedziała, że Pan Jezus był jedyną osobą, która mogła jej przywalić kamieniem. My to wiemy. Jezus był zobowiązany przez prawo mojżeszowe do tego, żeby ukamienować. Jezus znał powtarzany przez Stary Testament refren: „usuniesz zło spośród siebie”. Pan Jezus nie rzucił kamieniem. Skonfrontował ją z prawdą o jej życiu. Pozwolił się jej skonfrontować nawet z własną śmiercią, przecież ona tak naprawdę została wydana na śmierć. Pan Jezus nie zabronił, zgodził się na ukaranie jej śmiercią: „Kto jest bez winy niech pierwszy rzuci”. Wreszcie jej powiedział: „Ja cię też nie potępiam”. Wcale nie znaczyło to – jesteś taka słodka i niewinna. Pan Jezus uznał jej winę. Ale mówi „Ja ciebie nie potępiam. Usunę zło spośród Izraela, ale innym sposobem. Idź i nie grzesz więcej”.

Podobne narzędzia zawiera program Szkoły. To dawanie czasu. To znalezienie prawdy o człowieku. To skonfrontowanie człowieka ze złem, któremu się oddawał, któremu ulegał. To jest obecne w Szkole dla Rodziców. Nie bronić dziecka, mówiąc że jest niewinne. Niech ono odczuje skutki swojego złego postępowania. Ale spojrzeć inaczej, nazwałbym to „spojrzeć po panajezusowemu”, ewangelicznie – niech dziecko odczuje skutki swojego złego postępowania, ale też nie „zabijaj go”, nie „kamieniuj”. Daj człowiekowi czas. Daj sobie czas. Zacznij pisać palcem po ziemi. Nawet jeżeli to pisanie wydaje się bezsensowne, to czasami pozwól sobie na coś tak „bezsensownego”.