Można ryzykować twierdzenie, że kryzys, jaki dzisiaj dotyka świadomość wychowawczą, streszcza się w dylemacie „szkolić czy kształcić” – przy czym, niestety, pierwszeństwo zdobywa nastawienie na szkolenie z jednoczesnym coraz mniejszym zrozumieniem (a nawet wyrozumiałością) dla kształcenia i wykształcenia. Co więcej, obserwacja nasuwa myśl, że powszechnie i milcząco się zakłada, że człowiek jest wystarczająco wykształcony i potrzebuje jedynie punktowego przeszkolenia. W ten szkolący sposób traktuje się edukację szkolną, i to już od przedszkola, gdzie koronną kwestią niestety staje się zagadnienie przydatności podnoszone zwłaszcza przez rodziców: na co przyda się konkretna umiejętność uczona i wynoszona ze szkoły bądź przedszkola.
Tymczasem różnica między szkoleniem a kształceniem jest tak duża, co widać już po obiegowych definicjach obu pojęć, że nie da się tych pojęć wzajemnie zastępować.
Kształcenie – „to zarówno proces nauczania, jak i uczenia się, czyli całość poczynań umożliwiających jednostce uzyskanie wiedzy o przyrodzie, kulturze, społeczeństwie, a także osiągnięcie wszechstronnego rozwoju osobowości, rozwijanie uzdolnień, zainteresowań, ogólnej sprawności umysłowej i fizycznej. W procesie kształcenia człowieka wyrabiają się odpowiednie do celów kształcenia postawy i przekonania. Kształcenie może odbywać się w instytucjach, jak i przybierać formę samokształcenia. Wynikiem kształcenia jest wykształcenie”.
Szkolenie – „polega na uzyskaniu całego szeregu konkretnych wiadomości, które pozwalają na skuteczną pracę. Wiedza uzyskana w ten sposób ma jednak charakter teoretyczny i dlatego, może mieć znaczenie tylko pomocnicze. Znaczenie zasadnicze ma praktyka”.
Szkolenie dotyczy umiejętności i wiadomości – na przykład: tworzenie stron www, zakładanie własnej działalności gospodarczej, utrzymanie porządku na terenie obiektu, sprzedawca z obsługą kasy fiskalnej i podstawami obsługi komputera, wizaż, stylizacja paznokci. Kształcenie zaś związane jest z procesem zdobywania doświadczenia i jego pogłębiania.
W tę ogólną tendencję wpisuje się program i działanie Szkoły dla rodziców w taki sposób, że możemy mówić o przejściu od szkolenia do kształcenia – rodzice i wychowawcy wybierając sesje Szkoły dla rodziców najczęściej robią to w przekonaniu, że czeka ich szkolenie, jak radzić sobie z (niesfornym) dzieckiem, a z czasem okazuje się, że przechodzą kształcenie i pogłębiają swoje rodzicielstwo. Skracając i bardzo mocno spłycając tę myśl można zaryzykować określenie tego procesu jako przejście od „pilota na dziecko (lub dziecka na pilota)” do „bliskości z człowiekiem”. Co więcej taki proces przejścia „od do” można nawet traktować jako gwarant albo symptom właściwego przejścia Szkoły.
Jeżeli przyjmiemy taką tezę, że w uczestnik Szkoły przechodzi od szkolenia do wykształcenia, trzeba zwrócić uwagę na obie grupy elementów w Szkole.
Do elementów szkoleniowych z pewnością należy zaliczyć samą nazwę Szkoła dla rodziców, która przypomina na przykład Szkołę dla kierowców. Ponadto procedury zawarte w podręczniku Mazlish i Faber robią wrażenie szkolenia, i tak też są przez niektórych odbierane: rodzice (najprawdopodobniej ci nastawieni na szkolenie) stwierdzają, że coś działa, albo nie działa – ku zmieszaniu prowadzących. Także proponowany niekiedy zeszyt ćwiczeń przypomina pomoc szkoleniową, gdzie wykonuje się szereg zadań-działań podnoszących konkretną kompetencję zawodową.
Jeżeli chodzi o elementy kształcenia, są one nieco mniej uchwytne, ale o wiele ważniejsze, i to na nie właśnie z czasem uczestnik Szkoły dla rodziców zwraca większą uwagę. Należy tu wymienić kontakt z prowadzącym i kontakt z konkretną grupą Szkoły, wymianę doświadczeń, uwrażliwienie na procesy zachodzące na bieżąco na linii rodzic-dziecko, stopniowy proces uwalniania „rodzica w rodzicu”, czyli przechodzenie od „dziecko na pilota” do jednoznacznego kontaktu z człowiekiem, wzruszenie wywołane odczytywanymi i docenianymi emocjami dziecka, kontakt z własnym światem wartości, wyklarowanie i emocjonalne ujędrnienie świadomości własnej roli rodzica, która stopniowo staje się czymś więcej niż tylko rolą, zaczyna być przygodą. Skutkiem takiego odejścia od szkolenia ku kształceniu jest indywidualizacja metod Szkoły dla rodziców, kiedy to uczestnik zaczyna tworzyć swoją własną „szkołę” kontaktu z człowiekiem – poszczególne procedury proponowane przez program i podręcznik zaczynają się indywidualizować, nabierają oblicza konkretnego człowieka, tonacji jego głosu, jego szybkości lub powolności, jego własnego słownictwa, i tego nie da się szkolić, jest to wynik kształcenia i wykształcenia jako rodzica.
Trzeba by dodać, że na naszym polskim terenie, zwłaszcza w środowiskach Szkoły na południu kraju intuicja „od szkolenia do kształcenia” dała o sobie znać już wiele lat temu, chociaż chyba dotąd nigdy nie została tak nazwana. Wiązała się z nią potrzeba pogłębionego spojrzenia na procesy komunikacyjne zachodzące zarówno w relacji rodzic-dziecko, jak w samym procesie pracy z grupą w ramach Szkoły dla rodziców. Owocem tej intuicji są polskie dodatki w programach Szkoły, czy to, jeżeli chodzi o oba podręczniki J. Sakowskiej i in.,[1] czy jeżeli chodzi o drobne zmiany wprowadzane przez poszczególnych realizatorów w swoich edycjach. Jednym z jej dalekosiężnych skutków jest spolszczenie prac niemieckiego teoretyka komunikacji F. Schulza von Thuna[2] oraz wzbogaceni Szkoły elementami Gordonowskiej metody „Bez porażek”.[3] Można przypuszczać i twierdzić, że wszystkie one idą w kierunku pogłębienia i możliwie szybkiego uruchomienia procesu kształcenia przy jednoczesnej minimalizacji mentalności szkolenia.
Do czego może przydać się powyższe spostrzeżenie o procesie od szkolenia do kształcenia? Głównie należałoby je aplikować do wszelkiego rodzaju spotkań superwizyjnych i do świadomego prowadzenia uczestników od szkolenia do kształcenia. Poza tym spostrzeżenia te pozwalają uporządkować to, co dzieje się w poszczególnych grupach Szkoły, dostrzec proces, może nawet skanalizować go w odpowiedni sposób. Pozwala uszanować i odpowiednio zagospodarować początkowe nastawienie uczestników na szkolenie. Być może pozwoli uruchomić także debatę o wychowaniu między szkoleniem a kształceniem i na nowo docenić człowieka wykształconego, a nie tylko dobrze wyszkolonego. Dotąd w analizach pracy braliśmy pod uwagę element edukacyjny i terapeutyczny, bo chociaż Szkoła ma charakter wyłącznie edukacyjny, metoda warsztatu niesie w sobie zawsze element uruchomienia, czy to w relacjach zewnętrznych, czy wewnętrznych. Myślenie w kategoriach szkolenie-kształcenie jest tutaj pewnym novum, bo stawia zagadnienie terapii na marginesie, a bierze pod uwagę sam proces edukacyjny.
Szkoła dla rodziców to praca z człowiekiem w niezwykle ważnym wątku jego człowieczeństwa, bo w spotkaniu wychowawczym, cechującym się głębokim i żywym zaufaniem i mocno otwierającym na daleką przyszłość człowieka. Takie spotkanie musi głęboko przemieniać wewnętrznie i po taką przemianę do naszych Szkół dla rodziców (i wychowawców) pukają nasi drodzy rodzice i wychowawcy.
[1] J. Sakowska „Szkoła dla rodziców i wychowawców. Część I. Materiały pomocnicze dla prowadzących zajęcia”, Wydawca CMPPP, Warszawa 1999; J. Sakowska, E. Puchała „Szkoła dla rodziców i wychowawców. Część II. Materiały pomocnicze dla prowadzących zajęcia”, Wydawca CMPPP, Warszawa 2003. [2] F. Schulz von Thun, Sztuka Rozmawiania. Analiza zaburzeń, Kraków: Wydawnictwo WAM 2007; tegoż Sztuka Rozmawiania, Rozwój osobowy, Kraków: Wydawnictwo WAM 2007; tegoż, Sztuka Rozmawiania, Dialog wewnętrzny, Kraków: Wydawnictwo WAM 2007. [3] T. Gordon, Wychowanie bez porażek, IW PAX 2007.